Dziś w naszej szkole działo się coś, co najchętniej powtarzalibyśmy co tydzień: klasy zamieniły się w pełnoprawny edukacyjny escape room, a korytarze w żywą mapę pełną wskazówek, szyfrów i zagadek. Gościliśmy uczniów z Prywatnych Szkół Leonarda Piwoni w Szczecinie, którzy przyjechali sprawdzić, jak wygląda nauka, gdy dodamy do niej odrobinę tajemnicy i szczyptę rywalizacji.
Cała zabawa była częścią scenariusza „Poszukiwanie zaginionego absolwenta”, w którym każda grupa musiała przejść przez sześć tematycznych stacji — od języka polskiego i historii, przez angielski, niemiecki, chemię, biologię, matematykę, aż po japoński, informatykę i historię sztuki. Na każdej z nich czekało wyzwanie, zagadka lub szyfr, a rozwiązania uczestnicy wpisywali do specjalnych paszportów escape roomu.
Stacje działały dokładnie jak w prawdziwej grze: limit 15 minut, strażnicy komnat pilnujący czasu i… rosnące emocje, bo z każdą salą uczestnicy byli bliżej odnalezienia zaginionego absolwenta. W auli czekał list-zagadkowy „od geniusza”, a finałem była krótkie podsumowanie i oczywiście dużo śmiechu oraz satysfakcji.
W sali języka polskiego i historii uczestnicy musieli odczytać fragment tekstu, prześledzić tropy i wydobyć zakodowaną datę. W angielskim i niemieckim przy stole czekał zestaw językowych zagadek, w których trzeba było łączyć logikę z refleksami. W chemii i biologii — mikroskopijna analiza, szyfrowanie liczb i odrobina dedukcji. Matematyczna komnata stawiała przed uczestnikami szybkie łamigłówki liczbowe, gdzie liczyła się spostrzegawczość bardziej niż czysta matematyka szkolna.
Jedna z najbardziej obleganych stacji — japoński i informatyka — łączyła kulturę, kodowanie i język. Uczniowie musieli dopasować znaki, odszyfrować ukryte znaczenia i poradzić sobie z niewielkim logicznym algorytmem, który prowadził ich do odpowiedzi. W historii sztuki przeczesywali obrazy jak prawdziwi detektywi, szukając symboli i wizualnych wskazówek. Każda poprawna odpowiedź była liczbą, którą należało wpisać do paszportu — komplet prowadził do rozwiązania finałowej zagadki, zgodnie z harmonogramem wydarzenia
Najciekawsze było to, jak szybko goście złapali klimat całej zabawy. Ani przez chwilę nie wchodzili „na lekcję” — oni wchodzili „do kolejnej komnaty”, pełnej wskazówek, kodów i logicznych pułapek. Nauka w takim wydaniu nie wygląda jak obowiązek, tylko jak przygoda.
Dzisiejszy dzień pokazał, że lekcje mogą być równie emocjonujące jak gra terenowa, a szkoła potrafi zamienić się w przestrzeń, w której wiedza nie jest podawana — jest zdobywana. I to z całkiem niezłą energią.
Trudno o lepszy sposób, by pokazać młodym ludziom, jak wygląda nasza codzienność: kreatywna, nowoczesna, zespołowa. A po dzisiejszych reakcjach możemy śmiało powiedzieć, że takich dni chcemy więcej — bo szkoła to świetne miejsce, gdy tętni dobrą zabawą i odkrywaniem.
















